Św. Teresa od Jezusa, doktor Kościoła,
Droga doskonałości,
w: Dzieła świętej Teresy od Jezusa, tom 2.,
tłumaczył H. P. Kossowski, wydanie trzecie,
Kraków 1987, s. 172-176
wybór tekstów: dr Wojciech Kosek
rozdział 34:
6. Czy sądzicie, siostry, że ten wielki sakrament, to boskie lekarstwo na wszelkie niemoce, nie jest także i dla ciała pokarmem i lekarstwem? Wiem z pewnością, że jest, bo znam pewną osobę, która podlegała ciężkim słabościom i często cierpiała srogie boleści, a za przyjęciem Komunii Świętej wszystko to przechodziło, jakby ręką odjął i czuła się zupełnie zdrowa. Zdarzało się to prawie za każdym razem, a cierpienia jej były tak wyraźne i oczywiste, że niepodobna, by je udawać mogła. Wiele innych jeszcze tym podobnych cudownych skutków mogłabym tu wymienić, gdyby była potrzeba, jakie Komunia Święta w tej duszy sprawiała.
Prawda, że Pan Bóg dał jej tak żywą wiarę, że gdy nieraz słyszała, jak inni wyrażali swe pragnienie, by im było dane żyć w tych czasach, kiedy Chrystus Pan żył na tej ziemi, ona uśmiechała się na to, gdyż mając Pana w Najświętszym Sakramencie równie prawdziwie, jak za śmiertelnego życia Jego, z nami mieszkającego, nie pojmowała, czego by tu jeszcze więcej pragnąć można.
7. Wiem także o tej duszy, że przez wiele lat, choć jeszcze nie była zbyt doskonała, w chwili Komunii Świętej tak żywo czuła obecność wchodzącego do niej Chrystusa, jak gdyby Go na oczy widziała, a wzbudzając w sobie głęboką wiarę, witała Go, zstępującego do ubogiego domu jej serca i, odrywając się od wszelkich rzeczy zewnętrznych, chroniła się z Nim w swym wnętrzu. Tam zbierała w głębokim skupieniu wszystkie zmysły swoje, aby i one odczuwały to wielkie dobro i nie przeszkadzały duszy w używaniu go. Klęczała i płakała u stóp Pana jak niegdyś Magdalena, tak jakby Go widziała oczyma ciała w domu faryzeusza. A choć nie odczuwała pobożności, to jednak wiara jej mówiła, że tam jej jest dobrze.
8. Bo też chyba ten tylko, kto rozmyślnie chce być ślepy i dobrowolnie pozbawia siebie rozumu, może nie widzieć tej prawdy tak jasnej, że nie jest to tylko przedstawienie sobie w wyobraźni Pana, jak na przykład gdy Go wyobrażamy sobie na krzyżu czy w innych tajemnicach Jego Męki, ale że On po Komunii prawdziwie mieszka w nas i nie potrzebujemy szukać Go gdzieś daleko. Kiedy więc wiemy o tym, że póki ciepło przyrodzone w ciele naszym nie strawi postaci sakramentalnych, Jezus najsłodszy jest z nami, nie traćmy tych chwil tak drogich i jak najbliżej starajmy się z Nim połączyć. Jeśli za życia Jego na tej ziemi samo dotknięcie szaty Jego uzdrawiało chorych, któż może wątpić o tym, że jeśli jeno mamy wiarę, On będzie cuda czynił w nas i za to, żeśmy Go przyjęli do domu naszego, da nam wszystko, o cokolwiek byśmy go prosili? Boski Majestat Jego bowiem nie zwykł skąpo płacić za pobyt w gospodzie naszej, jeśli jeno dobre w niej znajdzie przyjęcie.
…
11. Jakiż byłby to nierozum, gdybyście po Komunii Świętej, mając w sobie nie martwe wyobrażenie, ale samąż żyjącą Osobę Pana, od Niego się odwróciły, a poszły modlić się przed obrazem? Byłoby to taką niedorzecznością, jak gdyby ktoś, mając u siebie wizerunek osoby mu drogiej, w chwili gdy taż osoba sama go odwiedza, nie chciał z nią mówić, a wolałby gadać do wizerunku. Co innego, gdy ta osoba jest nieobecna: wtedy taki sposób przywoływania jej niejako – wpatrywaniem się w jej wizerunek – dobry jest i pożyteczny. (…)
12. Gdy przyjąwszy Komunię Świętą macie Pana samego we własnej Osobie w duszy waszej, starajcie się wtedy zamknąć oczy ciała, a otworzyć oczy duszy i patrzeć na Niego, jako mieszka w pośrodku serca waszego. Mówiłam wam już i powtarzam, i po wiele razy jeszcze powtarzać będę, że jeśli nauczycie się tego świętego obyczaju trzymania się przy Panu zawsze, ile razy Go w Komunii przyjmiecie i postaracie się tak mieć czyste sumienie, by wolno wam było często tym najświętszym darem się cieszyć – bądźcie pewne, że Boski Oblubieniec nie przyjdzie do was tak ukryty, by wam w jakiś sposób nie objawił siebie, stosownie do gorącości pożądania, z jakim go pragniecie oglądać. Owszem, nawet do tego stopnia może urość pragnienie wasze, iż się wam ukaże bez zasłony.
13. Ale jeśli przyjąwszy Go nie zważacie na Jego obecność i tak blisko siebie Go mając, myśli wasze zwracacie na szukanie Go gdzie indziej albo na szukanie rzeczy przyziemnych – cóż On ma czynić? Czy może siłą ma ciągnąć was, abyście na Niego patrzyły, czy gwałtem ma przytrzymywać was, abyście od Niego nie odchodziły, aby wam mógł objawić siebie? Tego nie uczyni. Raz jawnie ukazał się ludziom i wyraźnie im oznajmił, kim jest; a wiadomo, jak ludzie Go przyjęli i jak się z Nim obeszli, i jak mało ich uwierzyło w Niego. Dość tego miłosierdzia, które czyni wszystkim, że oznajmia im i żąda od nich, by wierzyli, iż prawdziwie jest obecny w Najświętszym Sakramencie. Ale żeby komu jawnie bez zasłony ukazał siebie i dopuścił go do uczestnictwa w wielmożnościach swoich i użyczył mu skarbów swoich, tego uczynić nie zechce, jeno takim, o których wie, że żarliwie Go pragną, bo ci tylko są prawdziwymi przyjaciółmi Jego. Zapewniam was, że kto waży się przystąpić do Niego, nie uczyniwszy wpierw wszystkiego, co jest w jego mocy, aby Go przyjąć jak zdoła najgodniej, ten, jakkolwiek by się Panu naprzykrzał, niech się nie spodziewa łaski ujrzenia obecności Jego. Ale pewno też taki nie będzie pragnął tej łaski, bo ciężko mu i godzinę raz na rok wytrzymać w kościele dla spełnienia przykazania o Komunii wielkanocnej, a potem czym prędzej ucieka do domu, opuszczając Pana. I tak, zajętemu myślami i sprawami światowymi, które go pochłaniają, pilno mu jak najprędzej pozbyć się Pana z domu swego.