św. Teresa Wielka,
Droga doskonałości

Fragmenty szczególnie ukazujące zbawienną praktykę
pozostawania na modlitwie z Jezusem
po przyjęciu Go w Komunii świętej

Wyboru dokonał dr Wojciech Kosek

7. lipca 2018 r.

Rozdział 34

(nr 7) Wiem także o tej duszy, że przez wiele lat, choć jeszcze nie była zbyt doskonała, w chwili Komunii świętej tak żywo czuła obecność wchodzącego do niej Chrystusa, jak gdyby Go na oczy widziała, a wzbudzając w sobie głęboką wiarę, witała Go, zstępującego do ubogiego domu jej serca i, odrywając się od wszelkich rzeczy zewnętrznych, chroniła się z Nim w swym wnętrzu. Tam zbierała w głębokim skupieniu wszystkie zmysły swoje, aby i one odczuwały to wielkie dobro i nie przeszkadzały duszy w używaniu go. Klęczała i płakała u stóp Pana jak niegdyś Magdalena, tak jakby Go widziała oczyma ciała w domu faryzeusza. A choć nie odczuwała pobożności, to jednak wiara jej mówiła, że tam jej jest dobrze.

(nr 8) Bo też chyba ten tylko, kto rozmyślnie chce być ślepy i dobrowolnie pozbawia siebie rozumu, może nie widzieć tej prawdy tak jasnej, że nie jest to tylko przedstawienie sobie w wyobraźni Pana, jak na przykład, gdy Go wyobrażamy sobie na krzyżu czy w innych tajemnicach Jego Męki, ale że On po Komunii prawdziwe mieszka w nas i nie potrzebujemy szukać Go gdzieś daleko. Kiedy więc wiemy o tym, że póki ciepło przyrodzone w ciele naszym nie strawi postaci sakramentalnych, Jezus najsłodszy jest z nami, nie traćmy tych chwil tak drogich i jak najbliżej starajmy się z Nim połączyć. Jeśli za życia Jego na tej ziemi samo dotknięcie szaty Jego uzdrawiało chorych, któż może wątpić o tym, że jeśli jeno mamy wiarę, On będzie cuda czynił w nas i za to, żeśmy Go przyjęli do domu naszego, da nam wszystko, o cokolwiek byśmy Go prosili? Boski Majestat Jego bowiem nie zwykł skąpo płacić za pobyt swój w gospodzie naszej, jeśli jeno dobre w niej znajdzie przyjęcie.

(nr 9) Jeśli zaś ubolewacie nad tym, że nie możecie oglądać Go oczyma ciała, zważcie, że co innego było patrzeć nań, gdy w śmiertelnym ciele mieszkał na świecie, a co innego byłoby oglądać Go, jakim jest teraz uwielbiony w swej chwale niebieskiej. Gdyby nam tu ukazał na oczy tę chwałę swoją, żaden człowiek w nędzy ciała śmiertelnego nie wytrzymałby tego widoku; samże świat nie miałby już po co istnieć i nikt by już nie chciał mieszkać na nim, bo każdy, wobec objawienia tej Prawdy Przedwiecznej, widziałby jasno całą nicość i fałsz tych rzeczy, które tu za coś poczytujemy. Jakże więc, wobec odkrytego Majestatu Jego, nędzna taka grzesznica, jak ja, któram Go tak często obrażała, śmiałaby tak blisko doń przystąpić? Ale pod tą postacią chleba czyni siebie dla nas przystępnym, na podobieństwo monarchy, który pod cudzym przebraniem ukrył królewski majestat, chcąc przez to ośmielić poddanych swoich do większej z Nim poufałości, upoważniając ich przez to do swobodniejszego z Nim się obchodzenia. Bez tego Jego ukrycia kto odważyłby się przystąpić do Niego, widząc siebie tak oziębłym, tak niegodnym i tylu niedoskonałościami obarczonym?

(nr 10) O, jakże sami nie wiemy, czego żądamy! O ileż lepiej od nas Boska Mądrość Jego zna potrzeby nasze! Bo pod tą osłoną, która Go ukrywa, objawia On siebie każdemu, kto zechce wykorzystać Jego obecność, i choć dla oczu ciała jest niewidoczny, to przecie czyni siebie widocznym dla duszy, bądź przez zapalanie jej wielką żarliwością, bądź innymi drogami. Nie bójcie się więc, by jakkolwiek ukryty dla zmysłów, trzymał się w ukryciu przed tymi, którzy Go miłują; wy tylko wielkim i ochotnym sercem do Niego się garnijcie i przy Nim trwajcie. Zważcie, że te chwile po Komunii świętej jest to czas, w którym dusza może zebrać zyski niezmierzone. Jeśli posłuszeństwo zaraz po Komunii zawoła was do innego obowiązku, idźcie, ale starajcie się, by dusza wasza pozostała z Panem. Bo jeśli przyjąwszy Go do serca, zaraz pozwalacie myślom waszym odbiegać gdzie indziej i mało zważacie na obecność Jego w was, jakże On ma dać wam siebie poznać? To jest czas najstosowniejszy, by nas nauczał nasz Mistrz, byśmy Go słuchali, całowali Jego stopy z wdzięczności za nauki Jego i prosili Go, by nas nigdy nie opuszczał.

(nr 11) Jakiż byłby to nierozum, gdybyście po Komunii świętej mając w sobie nie martwe wyobrażenie, ale samąż żyjącą Osobę Pana, od Niego się odwróciły, a poszły modlić się przed obrazem? Byłoby to taką niedorzecznością, jak gdyby ktoś, mając u siebie wizerunek osoby mu drogiej, w chwili gdy taż osoba sama go odwiedza, nie chciał z nią mówić, a wolałby gadać do wizerunku. Co innego, gdy ta osoba jest nieobecna, wtedy taki sposób przywoływania jej niejako wpatrywaniem się w jej wizerunek, dobry jest i pożyteczny. Wielka to dla mnie rozkosz i niewypowiedziana pociecha, zwłaszcza w chwilach oschłości i opustoszenia wewnętrznego, patrzyć na wyobrażenie kogoś, o kim wiemy, że nas kocha. Bo i jakiż może być przedmiot świętszy i słodszy dla oczu? Nieszczęśni zaprawdę ci heretycy, którzy prócz tylu innych łask i dobrodziejstw Bożych i tej tak wielkiej pociechy samochcący siebie pozbawili!

(nr 12) Gdy przyjąwszy Komunię świętą, macie Pana samego we własnej Osobie w duszy waszej, starajcie się wtedy zamknąć oczy ciała, a otworzyć oczy duszy i patrzyć na Niego, jako mieszka w pośrodku serca waszego. Mówiłam wam już i powtarzam, i po wiele razy jeszcze powtarzać będę, że jeśli nauczycie się tego świętego obyczaju trzymania się przy Panu, zawsze, ile razy Go w Komunii przyjmiecie i postaracie się tak mieć czyste sumienie – by wolno wam było często tym najświętszym darem się cieszyć – bądźcie pewne, że Boski Oblubieniec nie przyjdzie do was tak ukryty, by wam w jakiś sposób nie objawił siebie, stosownie do gorącości pożądania, z jakim Go pragniecie oglądać. Owszem, nawet do tego stopnia może uróść pragnienie wasze, iż się wam ukaże bez zasłony.

(nr 13) Ale jeśli przyjąwszy Go, nie zważacie na Jego obecność i tak blisko siebie Go mając, myśli wasze zwracacie na szukanie Go gdzie indziej albo na szukanie rzeczy poziomych – cóż On ma czynić? Czy może siłą ma ciągnąć was, abyście na Niego patrzyły, czy gwałtem ma przytrzymywać was, abyście od Niego nie odchodziły, aby wam mógł objawić siebie? Tego nie uczyni. Raz jawnie ukazał się ludziom i wyraźnie im oznajmił, kim jest; a wiadomo, jak ludzie Go przyjęli i jak się z Nim obeszli, i jak mało ich uwierzyło w Niego. Dość tego miłosierdzia, które czyni wszystkim, że oznajmia im i żąda od nich, by wierzyli, iż prawdziwie jest obecny w Najświętszym Sakramencie. Ale żeby komu jawnie bez zasłony ukazał siebie i dopuścił go do uczestnictwa w wielmożnościach swoich i użyczył mu skarbów swoich, tego uczynić nie zechce, jeno takim, o których wie, że żarliwie Go pragną, bo ci tylko są prawdziwymi przyjaciółmi Jego. Zapewniam was, że kto waży się przystąpić do Niego, nie uczyniwszy wpierw wszystkiego, co jest w jego mocy, aby Go przyjął jak zdoła najgodniej, ten, jakkolwiek by się Panu naprzykrzał, niech się nie spodziewa łaski ujrzenia obecności Jego. Ale pewno też taki nie będzie pragnął tej łaski, bo ciężko mu i godzinę raz na rok wytrzymać w kościele dla spełnienia przykazania o Komunii wielkanocnej, a potem czym prędzej ucieka do domu, opuszczając Pana. I tak, zajętemu myślami i sprawami światowymi, które go pochłaniają, pilno mu jak najprędzej pozbyć się Pana z domu swego.

Rozdział 35

Mówi w dalszym ciągu o potrzebie skupienia wewnętrznego po Komunii św. i kończy gorącą prośbą do Ojca Przedwiecznego.

(nr 1) Szeroko się nad tym przedmiotem rozwiodłam pomimo że już przedtem, mówiąc o modlitwie skupienia, obszernie nad nim się zastanawiałam; uczyniłam to dlatego, abyście dobrze zrozumiały niezmierną ważność tego wejścia w siebie i zostawania sam na sam z Bogiem po przyjęciu Komunii świętej. Ale i w te dni, w które nie jest wam dane przystąpić do Stołu Pańskiego, nikt wam nie broni w czasie Mszy świętej komunikować duchowo; tak samo jak przed Komunią rzeczywistą, możecie tu wzbudzać w sobie gorące pożądanie przyjęcia Pana, zapraszać Go do siebie i zamknąć się z Nim w przybytku serca waszego. Tak czyniąc, odniesiecie dla duszy wielki pożytek. Dziwnie głęboko bowiem przez taką Komunię duchową miłość Pana Jezusa do serca się wraża i ile razy przysposabiamy się do przyjęcia Go, nigdy On nie zaniecha, różnymi sposobami, dla nas niezrozumiałymi, udzielić nam łask i darów swoich.

Podobnie jak ogień, chociażby był wielki i silny, nie zagrzeje cię, jeśli się trzymasz z daleka od niego i będzie ci zimno, choć może mniej, niż gdybyś go wcale nie widziała – ale gdy się przybliżysz i ręce do niego wyciągniesz, zimno ustąpi i błogie ciepło owieje cię i przeniknie, tak i Pan Jezus jest wielkim ogniskiem, wszędy szerzącym dokoła ciepło miłości swojej; ale dobrze się przy tym ogniu ten tylko zagrzeje, kto blisko do niego przystąpi. Gdy dusza jest przysposobiona – pragnieniem przyjęcia Go i złączenia się z Nim – jedna iskierka z tego ogniska na nią padająca, zapali ją całą i jedna chwila przebyta przy Nim pozostawia ją rozgrzaną na długie godziny.

(nr 2) Zważcie, córki, że choćbyście z początku nie doznawały pożądanej pociechy (owszem, bądźcie przygotowane na to, że diabeł, wiedząc jaka mu tu szkoda grozi, będzie wam przeszkadzał i nękał was uciskiem serca, wmawiając w was, że na innej drodze łatwiej by wam było znaleźć pożywienie dla pobożności waszej, którego tu z tak wielkim utrudzeniem, a tak małym skutkiem szukacie), nie powinnyście jednak opuszczać tego sposobu modlitwy; po tym pozna Pan, czy Go prawdziwie miłujecie. Pomnijcie, jak mało jest dusz, które Mu towarzyszą w cierpieniu i strapieniu; za to niewiele, co ucierpicie dla Niego, boska hojność Jego sowicie wam odpłaci. Pomnijcie jeszcze, ilu jest takich, którzy nie tylko nie chcą zostawać z Nim, ale jeszcze z wielką zelżywością wypędzają Go od siebie. Powinnyśmy zatem przecierpieć coś dla okazania Mu, iż pragniemy szczęścia oglądania Go kiedyś. I kiedy On wszystko to znosi i będzie znosił aż do końca świata dla miłości choćby jednej duszy, która Go pragnie przyjąć z miłością i zatrzymać u siebie, starajcie się, by każda z was była tą wybraną. Bo gdyby nie znalazła się żadna taka, snadź nie pozwoliłby na to Ojciec Przedwieczny, by Syn Jego dłużej jeszcze mieszkał między nami. Jest On jednak takim Przyjacielem tych, co Go kochają i tak łaskawym dla prawdziwych sług swoich Panem, iż widząc gorące pragnienie Boskiego Syna swego, nie chce kłaść tamy temu wielkiemu dziełu Jego, w którym tak wspaniale jaśnieje miłość Jego dla Ojca.